http://www.facebook.com/rzutzdystansu
http://www.instagram.com/rzutzdystansu
(Tekst ukazał się także w 7 numerze pisma „Trener Koszykówki” publikowanym na stronie Polskiego Związku Koszykówki http://www.pzkosz.pl)
Czy Michael Jordan folgowałby sobie ze śmieciowym jedzeniem? Czy polubiłby wafle? Czy zjadłby pastę rybną z supermarketu? Tym razem parę słów na temat odżywiania, które jak wiadomo jest niezwykle istotnym elementem w życiu koszykarza, sportowca i ogólnie człowieka.
Minęły wakacje, a to jak wszyscy doskonale wiedzą czas relaksu i odpoczynku. Po wielu miesiącach pracy człowiek wreszcie ma dłuższą chwilę na to, aby się zregenerować i odprężyć. Na urlop idzie każdy. Nawet dzieci mają upragnione wakacje, podczas których mogą wreszcie robić co tylko chcą.
Ten czas jest nam bardzo potrzebny. Każdy powinien mieć możliwość odpoczynku i czasu na regenerację. Koszykarze i sportowcy tym bardziej. Jednak ten czas, jakim są wakacje , sprzyja również temu, że często lubimy sobie trochę pofolgować w kwestii odżywiania się. Jemy na urlopach czasami rzeczy, których normalnie byśmy pewnie nie spróbowali. Próbujemy wtedy czasami niekoniecznie zdrowych przekąsek, ponieważ nie myślimy wtedy o tym co zjeść, tylko „byle coś zjeść”.
Jest to spowodowane głównie tym, że po prostu chcemy odpocząć i nie mamy czasu na to, aby coś ugotować, lub pójść kawałek dalej do trochę lepszej restauracji, żeby zjeść coś porządnego. Zdarza się, że nawet nasze dzieci jedzą byle co i tylko po to, aby zaspokoić jakoś swój głód. Jest to niestety błąd.
Jak to było u Jordana?
Zastanawiałem się ostatnio nad tym, jak to było u Michaela Jordana. Czy ten niesamowity koszykarz w trakcie swojej kariery pozwalał sobie na zjedzenie byle czego? Czy kiedy miał wakacje po kolejnych sezonach spędzanych w lidze NBA jadł niezdrowe przekąski?
Cóż, niestety nie poznałem Michaela Jordana i nie miałem okazji się go o to zapytać, wobec tego chyba nigdy się tego nie dowiem. Ale może chociaż zastanowię się nad tym, czy Michael Jordan zjadłby na przykład…hamburgera z popularnej sieci restauracji, albo wafle czekoladowe? Czy zjadłby batona czekoladowego? Na co z tych mniej zdrowych rzeczy by sobie pozwolił, a czego na pewno by nie spróbował?
Odżywianie jako trening
Odżywianie się u koszykarza, czy sportowca to moim zdaniem po prostu również element treningu. Podam tu pewien przykład. Co byłoby gdyby koszykarz z polskiej ekstraklasy nie przyszedł na kilka treningów rzutowych? A no, pewnie na następnym meczu swojej drużyny rzucałby z gorszą skutecznością. Co byłoby, gdyby nie zrobił rozgrzewki przed treningiem, lub meczem? Ryzykowałby wtedy kontuzją.
A co byłoby gdyby zamiast zjeść normalny obiad poszedł parę razy na pizzę, lub hamburgery? Z pewnością to również wpłynęłoby na jego gorszą dyspozycję kondycyjną w meczu lub na treningu.
Podobno jest tak, że jesteśmy tym co jemy. Mówił o tym nawet Kareem Abdul-Jabbar. W jednym z wywiadów mówił, że on nigdy nie zjadłby bekonu. Dlaczego? Widzieliście jak wygląda bekon następnego dnia po przyrządzeniu? Właśnie tak wyjaśniał swoją niechęć do bekonu w wywiadach.
Wszyscy świadomi ludzie, którym zależy na swoim zdrowiu wiedzą, że powinniśmy jeść zdrowo, unikając przy tym jedzenia byle czego. Jako sportowcy, koszykarze, czy trenerzy powinniśmy stale dbać o to, aby jakość tego co jemy była jak najlepsza, a posiłki złożone z odpowiednich składników, które mają budować nasze organizmy. To co dostarczymy naszemu organizmowi w pożywieniu, będzie później procentować lub nie. Dotyczy to naszego ogólnego samopoczucia jak też naszej formy sportowej i, co ważne, również mentalnej. Jeżeli chcemy być nie tylko dobrymi, a coraz lepszymi koszykarzami, lub trenerami i utrzymywać się w naszym fachu w jak najlepszej formie, to musimy po prostu zdrowo się odżywiać.
Paróweczki, batoniki, chipsy i wafle
Słodycze…Któż z nas ich nie lubił jako dziecko? Szczerze mówiąc nie znam takiego dziecka. Mój 9-letni syn też lubi słodycze. I czasami po prostu je jada. Ale niestety jedzenie słodyczy to wróg dla naszego organizmu. Słodycze zawierają przecież cukry proste, które wpływają bardzo źle na pracę poszczególnych układów organizmu i jego narządów. Dotyczy to szczególnie układu trawiennego. Jedzenie słodyczy to przyczyna nadwagi i otyłości, po prostu ociężałości. A tego koszykarz, ani trener przecież nie chce. Woli być zwinny i szybki, prawda?
Węglowodany zawarte w słodyczach w nadmiernych ilościach źle wpływają na naszą gospodarkę hormonalną. Poprzez częste jedzenie słodyczy u dzieci pojawia się „syndrom niejadka”, czyli po prostu niechęć do jedzenia normalnych posiłków. Co byłoby gdyby trenujący koszykówkę 10-latek zaczął jeść coraz częściej batony i chipsy? Stawałby się coraz gorzej grającym w koszykówkę młodym chłopcem, który w końcu…w koszykówkę przestałby grać. Dlaczego?
Otóż słodycze wpływają na nas rozleniwiająco i w pewien sposób nawet relaksacyjnie. One nas po prostu rozluźniają i często wprawiają w dobre samopoczucie. Właśnie dlatego w pewnym momencie taki 10-latek zamiast treningu koszykówki po którym czuje się świetnie (między innymi dzięki dawce serotoniny, którą generuje ruch), wybrałby po prostu…słodycze. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich dzieci, ale w dużej mierze właśnie tak działają na nas różnego rodzaju słodkości.
Wiemy już jak działają na organizm słodycze. Jeżeli w porę nie postaramy się ustrzec przed niezdrowymi nawykami, one w końcu nas mentalnie opanują. Warto więc nie pozwalać sobie na zjedzenie batonika, czy chipsów. Pewnie, że kiedy najdzie nas wielka chęć na coś słodkiego i nie jedliśmy takich rzeczy już od dłuższego czasu, to nie możemy być dla siebie zbyt surowi. Wtedy nawet warto zjeść batonika, lub kawałek czekolady. Ale trzeba pamiętać, a najlepiej zapomnieć jak najszybciej o takim jedzeniu. Po to, żeby następnego dnia nie zrobić tego samego.
A co z parówkami? One przecież zawierają białko, a producenci chwalą się często swoimi „odtłuszczonymi” paróweczkami. Według mnie Michael Jordan parówek by nie zjadł. Zawierają one bowiem przeciwutleniacze, barwniki, cytryniany i często glutaminian sodu. Jeżeli najdzie nas chęć na klasycznego hot-doga, to raz na jakiś czas możemy sobie na niego pozwolić. Ale uwaga! Najlepiej, jeżeli przyrządzimy go sobie sami. Parówki kupmy możliwie najlepszej jakości, sprawdzając uprzednio dobrze skład w sklepie, a następnie wrzućmy je w domu do gotującej się wody dosłownie na kilka minut (parówek nie wolno gotować!). Dodajmy świeżą sałatę, natkę pietruszki, pomidora, świeżego ogórka i…wystarczy. Taki przyrządzony przez nas samych hot-dog będzie najlepszy. Ale przez następne 3 tygodnie już hot-doga nie jedzmy.
Czym zastępowałby Jordan niezdrowe przekąski?
Słodycze i niezdrowe przekąski można zawsze zastąpić czymś innym. Moim zdaniem Michel Jordan zamiast batona lub wafla zjadłby po prostu jabłko, lub brzoskwinię. W owocach bowiem znajduje się cukier. Podobno lepiej zjeść nawet 2 lub 3 brzoskwinie, niż jednego batona, czy wafla. Poza tym wejdzie nam to z czasem w dobry nawyk, jeżeli zamiast batonika sięgniemy po owoc.
Czego Jordan by nie zjadł?
Właśnie dlatego przygotowałem listę kilku rzeczy, których MJ z pewnością by nie zjadł. Ameryki tutaj raczej nie odkryję, ponieważ zapewne wszyscy trenujący i szkolący ze środowiska koszykarskiego doskonale wiedzą czego powinni unikać. Mimo wszystko chciałbym, aby ten artykuł podziałał na nas jeszcze bardziej motywująco i aby przed nowym sezonem nawet na moment nie przyszło nam do głowy to, żeby wymienionych w tym artykule rzeczy próbować.
Wafle i herbatniki. Wielki MJ pewnie nie spojrzałby w trakcie swojej kariery koszykarskiej na ciasteczka typu wafle i herbatniki. Te przekąski pozbawione są absolutnie wszystkich wartości odżywczych. Są kaloryczne i zawierają wiele szkodliwych dodatków typu słodziki, konserwanty, tłuszcze, barwniki, aromaty i inne obrzydliwe dodatki z grupy E. Myślę, że MJ sprawdzając skład wafli w sklepie tylko by się uśmiechnął pod nosem, po czym rzucił je z powrotem na półkę. To przekąski dla nieświadomych osób.
Chipsy. Chrupkie, smaczne i pokrojone w cieńsze lub grubsze plastry chipsy to olbrzymia dawka okropnych tłuszczów. Dla naszych organizmów chipsy to po prostu niebezpieczeństwo. Robią one bowiem same zło. Są zwykle smażone na głębokim tłuszczu, a później dodaje się do nich spore ilości soli. Są bardzo kaloryczne, przez co po zjedzeniu ich czujemy się pełni i najedzeni. Szkoda tylko, że to co zjedliśmy to…no cóż. Myślę, że Jordan nazwałby to po prostu zwykłymi śmieciami. Co gorsza te śmieci niektórzy ludzie jedzą sami z własnej woli.
Drożdżówy i słodkie buły. Cóż…czasami zdarza się, że w pędzie codzienności zjemy bułkę z budyniem, albo pączka. Ale lepiej, żeby nie zdarzało się znacznie częściej niż w Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Bułka czy pączek są tłuste i bardzo kaloryczne, co gorsza podobnie jak chipsy smażone na głębokim tłuszczu. Sycące i no cóż, dla niektórych pyszne nie mają żadnych wartości odżywczych. A kalorie? Ho, ho tu dopiero występują rekordy liczbowe, ale bynajmniej nie tak pozytywne jak statystyki Michaela Jordana w punktach, zbiórkach, czy asystach. Pączek zawiera około 320 kalorii, podobnie drożdżówka. Zjedzenie ich po prostu nas zapycha, zamiast odżywić.
Obiad u Chińczyka. Czasem tak już jest, że przyjeżdżamy gdzieś autokarem na mecz i jesteśmy głodni. W pobliżu nie ma restauracji, ale jest…budka z chińskim jedzeniem! OK, można spróbować. Tylko po co? Nie każdy kurczak w cieście jest przecież kurczakiem w cieście i nie każda wołowina w pięciu smakach jest wołowiną… Oczywiście, że czasami można zjeść chińszczyznę i nie ma w tym niczego złego, ale warto jadać w sprawdzonych restauracjach, a nie w zwykłych budkach, gdzie mogą zaserwować nam…no właśnie, tak naprawdę to nie wiemy często co.
Pasty rybne z tubki. Tu pojawia się pewien dylemat. Jeść czy nie jeść past rybnych z tubki? Ryby to jak wiemy samo zdrowie. Zawierają witaminę D i kwasy OMEGA. Polacy podobno wciąż jednak jedzą za mało ryb. Często zdarza się, że robiąc zakupy w supermarkecie chętnie patrzymy na gotowe pasty rybne w tubkach, lub w pojemnikach. Zawartość ryby w rybnych pastach z tubki do kanapek nie jest jednak wystarczająca, aby można było mówić o znaczącym wzbogaceniu naszego organizmu w wartościowe składniki odżywcze ryb.
Pasty rybne są bardzo kaloryczne i często nie mają w swoim składzie ryb wartościowych. Lepiej więc kupić sobie makrelę, czy inną rybę i zrobić sobie z niej swoją pastę dodając trochę jogurtu naturalnego, minimalnej ilości majonezu typu light, czy jajek wzbogacając całość szczypiorkiem, natka pietruszki, czy koperkiem. Michael Jordan z pewnością chętnie wpadłby do nas na parę takich kanapek z pastą rybną, którą zrobiliśmy sami.
Serki topione. O nich napiszę akurat niewiele: Mike nie spojrzałby na serek topiony. Po prostu, nie i już!
Mleczne desery czekoladowe. Mike po wygranym mistrzostwie być może chętnie usiadłby przed telewizorem przy swoim ulubionym filmie i zjadł cos słodkiego. Być może byłby to deser mleczny. Ale jaki?
Desery mleczne zawierają zagęstniki i żelatynę. Ogólnie rzecz biorąc, takie desery tuczą. Powodują też wzdęcia. A po wzdęciu jak to po wzdęciu, na boisku nie bylibyśmy już tak zwinni. Przy deserach mlecznych rzecz ma się więc podobnie jak przy pastach rybnych. Najlepiej jest po prostu zrobić je samemu. Nie będzie może czekoladowy, ale będzie zdrowy i nadal smaczny. A to najważniejsze. Wystarczy, że do jogurtu naturalnego dodamy trochę ulubionego miodu, który może być spadziowy, akacjowy, czy lipowy. Pełna dowolność. Można też taki deser posypać orzeszkami czy migdałami. Michael Jordan z pewnością nie pogardziłby naszym deserem oglądając przy tym „Kosmiczny Mecz” po wygranym mistrzostwie.
Podsumowanie
„Jego powietrzność Mike” chcąc osiągnąć cokolwiek w sporcie z pewnością nie rozsmakowywałby się w jedzeniu, które wymienione jest powyżej. Oprócz tego, pewnie nie wpadałby na hamburgery, nie jadł pizzy (no… dobra, raz na miesiąc w porządku, ale tylko w sprawdzonej pizzerii), nie jadłby pewnie Popcornu, a na chrupki wszelkiego rodzaju nawet nie spojrzał.
Wydaje mi się też, że nie spróbowałby filetów z kurczaka lub z indyka z paczki. Te bowiem zawierają często substancje, które zachowują ich świeżość na dłużej, ale w rzeczywistości nie mają wiele wspólnego ze zdrowym odżywianiem. Chętnie za to kupiłby filety, które leżą na ladach w sklepach mięsnych luzem.
Zaczyna się nowy sezon. Zarówno zawodnicy jak i trenerzy, wszyscy mamy przed sobą nowe cele, chęci i marzenia, które chcielibyśmy spełnić na koszykarskich parkietach. Warto zatem, abyśmy pamiętali o tym, że jeżeli chcemy zbliżyć się do osiągnięć Michaela Jordana, to najważniejsze jest to, aby dbać o siebie nie tylko poprzez systematyczny trening, ale także przez zdrowe odżywianie.